Piękna codzienność

„W starym, zapuszczonym parku
Stałem nad stawem
Pokrytym grubym kożuchem rzęsy.
Myśląc,
Że woda była tu kiedyś przejrzysta
I dziś by być taka powinna.
Podjętą z ziemi suchą gałęzią
Zacząłem zgarniać zieloną patynę
I odprowadzać do odpływu.

Zastał mnie przy tym zajęciu
Mędrzec spokojny
O czole myślą rozciętym
I rzekł z łagodnym uśmiechem
Pobłażliwego wyrzutu:
„Nie żal ci czasu?
Każda chwila jest kroplą wieczności,
Życie mgnieniem jej oka.
Tyle jest spraw arcyważnych”.

Odszedłem zawstydzony
I przez dzień cały myślałem
O życiu i o śmierci,
O Sokratesie
I nieśmiertelności duszy,
O piramidach i pszenicy egipskiej,
O rzymskim Forum i księżycu,
O mamucie i wieży Eiffla…
Ale nic z tego nie wyszło.

Wróciwszy nazajutrz
Na to samo miejsce,
Ujrzałem nad stawem,
Pokrytym grubym, zielonym kożuchem,
Mędrca z czołem wygładzonym,
Który spokojnie,
Porzuconą przeze mnie gałęzią,
Zgarniał z powierzchni wody rzęsę
I odprowadzał do odpływu.

Wkoło szumiały cicho drzewa,
W gałęziach śpiewały ptaki.”

Ten piękny wiersz pt.: „Rzęsa” napisał Leopold Staff, jeden z moich ulubionych poetów. Często go sobie przypominam. Kojarzy mi się też z czasem pandemii. Kiedy to wszystko się zaczęło i musieliśmy zostać w domach, zaczęłam planować – że wreszcie przeczytam te wszystkie mądre książki, które już się nie mieszczą na półkach w gabinecie, napiszę dużo ważnych tekstów na bloga, nadrobię zaległości filmowe i zrobię wszystkie te rzeczy, na które zawsze w pracy brakowało mi czasu. Może coś wymyślę, coś odkryję? Przecież „tyle jest spraw arcyważnych”. A tymczasem… Mija drugi miesiąc izolacji. Pracuję jak zawsze, choć inaczej. Spędzam czas z moimi dziećmi i mężem. Gotuję obiady, czasem piekę chleb. Gadamy, śmiejemy się, gramy, układamy puzzle. Płaczemy, kiedy umiera nasz ukochany kot. Dzwonimy do rodziny, do przyjaciół. Wszyscy żyjemy z dnia na dzień, choć może trochę wolniej. Zaczynam myśleć, że działka w Bieszczadach to wcale nie byłby taki głupi pomysł. Mimo, że jest dziwnie, to jest w porządku. Czasu razem jest dużo więcej niż wcześniej. I jest on dobry, ważny. Będzie mi go brakowało, kiedy wrócimy do normalności. I za to jestem wdzięczna kwarantannie. To banał, ale moje odkrycie to dostrzeżenie spełnienia i piękna w codzienności. Moje życie ma sens tu i teraz. Nie kiedyś, w przyszłości, jak już mi się uda to czy tamto, jak zrealizuję wszystkie swoje plany i będzie można mi postawić pomnik.

Pandemia to czas próby. Chwila prawdy – dla naszych rodzin, dla naszych relacji, dla naszych prac, planów i innych zajęć. Teraz konfrontujemy się ze swoim życiem i sprawdzamy, czy jest ono takie, jakim je sobie wymyśliliśmy. Rozejrzyjcie się po nim. Popatrzcie, co chcecie zostawić, tak, jak jest. Co jest w nim najważniejsze, na czym Wam najbardziej zależy? Pomyślcie o tym czasie, jako o czymś, co pozwoli Wam dostrzec to, co jest istotne w Waszym życiu, a czego może wcześniej nie widzieliście.  A jak już to znajdziecie – doceńcie. Cieszcie się każdą chwilą i bądźcie za nią wdzięczni.

Andrzej Poniedzielski napisał kiedyś piosenkę, w której każdy refren kończy się tak:

„A skąd ty wiesz, że to nie szczęście, skąd ty wiesz, a może trwa? (…)
A umawiałeś się na więcej? A skąd ty wiesz, a może trwa? (…)
A skąd ty wiesz, że to nie szczęście? A umawiałeś się na dwa?”

No właśnie – skąd wiecie, że to, co jest w Waszym życiu, to nie szczęście? Pomyślcie o tym.

Czytaj także

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.